W listopadzie 2004 dotarła do nas wiadomość o klaczy, która cierpi na ropomacicze i początki ciężkiego ochwatu. Znaliśmy ją dobrze, bo to klacz z naszej wsi - czasem kiedy uciekła z zagrody swojego właściciela to przybiegała w odwiedziny do naszych koni i prosiła, żeby ją wpuścić. Bardzo często nasze konie stały przy ogrodzeniu jakby były w kinie i patrzyły na nią jak ciężko pracuje od rana do wieczora w polu lub ciągnie ciężki wóz. Po szybkiej akcji wykupu klaczy okazało się, że była kilkakrotnie zaźrebiana, ale bez powodzenia, dlatego od pewnego czasu już choruje. Mimo widocznego osłabienia do pracy w polu była nadal zaprzęgana, co spowodowało ochwat. Choć Wandzia jest już mieszkanką Przystani - to na razie przebywa poza przytuliskiem - w szpitalu dla koni doktora Pawła Golonki! Po zabiegach płukania macicy, podleczeniu dwóch nóg oraz operacji koniecznej do uratowania najmocniej ochwaconej nogi - jej życiu nie zagraża już niebezpieczeństwo. Długotrwałe leczenie poprawiło kondycję i częściowo przywróciło jej zdrowie. Nadal musi być strugana i podkuwana ortopedycznie. Na całkowity powrót do zdrowia będzie jeszcze długo czekała w zaciszu naszego azylu...