Kiedy decydujemy się na pomoc zwierzętom czasowo odebranym zawsze drżymy jaki los czeka je w momencie zabrania ich od nas. Jak sama nazwa wskazuje trafiają do nas chwilowo, niestety nie stają się nasze. My czasowo przyjmujemy je pod swoją opiekę, kiedy nie ma się kto nimi zająć. Zawsze obawiamy się co z nimi będzie potem...
Czy właściciel, który wcześniej je zaniedbał czy się nad nimi znęcał nie zrobi tego kolejny raz? Czy po prostu nie postanowi pozbyć się ,,problemu” i sprzeda je na rzeź? Czy nadal będą przeżywało piekło? Tego nigdy nie wiemy. Czasem obiecujemy sobie, że nie będziemy więcej przyjmować takich zwierząt z nieuregulowaną sytuacją prawną ale z drugiej strony jak nie my, to kto? Zwierzętom gospodarskim niewiele osób jest chętnych do pomocy. U nas mimo wszystko zawsze staramy się znaleźć miejsce dla takich zwierząt, jest nam ich strasznie szkoda bo nie ma im kto pomóc. Dlaczego obiecujemy sobie, że nie będziemy więcej przyjmować? Ponieważ kiedy trafiają do nas my traktujemy je jak nasze własne, kochamy, przytulamy, dbamy, odżywiamy, wzmacniamy i robimy wszystko co w naszej mocy, żeby pokazać im, że człowiek może być dobry. Jak potem mamy je po prostu oddać do kogoś kto zgotował im taki los? Jak mamy zapakować je do przyczepy i pozwolić odjechać w nieznane? Mamy po prostu o nich zapomnieć? Nie da się! Czasem spędzają u nas miesiące a czasem nawet lata, dla nas są nasze! Niestety nie w świetle prawa... Zawsze staramy się zrobić wszystko co w naszej mocy, żeby mimo wszystko zostały u nas. Walczymy o prawa do opieki nad nimi, czasem błagamy o możliwość odkupienia ich czy o każda inną opcję żeby mogły z nami zostać. Nie zawsze jest to łatwe. Czasem kosztuje nas to ogrom bólu, łez i nerwów. Nie każdy chce z nami współpracować. Kiedy próbujemy rozmawiać z właścicielami, którzy za wszelką cenę chcą odzyskać swoje zwierzęta musimy bardzo mocno walczyć sami ze sobą. Kiedy z uśmiechem na ustach opowiadają nam po które zwierze, kiedy przyjedzie jaka rzeźnia albo które musi urodzić żeby młode sprzedawać dalej na mięso mamy bardzo ciężko się opanować. Niecenzuralne słowa pchają się nam na usta ale musimy się powstrzymywać bo jak się narazimy to zrobią nam na złość i nie uratujemy zwierząt. Kiedy wychodzimy z takich miejsc wybuchamy zazwyczaj płaczem bo inaczej się nie da. Ile się nasłuchaliśmy tylko my wiemy... Dzięki naszemu uporowi zazwyczaj jednak te historie mają happy end. I właśnie z takim szczęśliwym zakończeniem przychodzimy do Was dzisiaj. Pamiętacie zagłodzone, zaniedbane, łysiejące kucyki? Oficjalnie stały się nasze. Uzyskaliśmy prawo do przejęcia całkowitej opieki nad nimi. Tak więc mamy nowych podopiecznych.
Od teraz nasze kosiareczki to Ruda, Luna, Kazio i Franio. Nasze szczęście jest nie do opisania słowami.