- Szczegóły
-
Utworzono: wtorek, 01, listopad 2022 09:28
Mieliśmy nadzieję, że pożyje sobie na szczęśliwej emeryturze, ale niestety - chyba jednak nieszczęścia chodzą parami-niedawno pożegnaliśmy Luckiego, a 7.07.2004r. Nimba. Kiedy przyjechał do naszego przytuliska wiedzieliśmy, że jest w bardzo złym stanie, ale mieliśmy nadzieję, że dobre jedzenie i opieka oraz towarzystwo najlepszego przyjaciela Eliana pomogą mu jakoś przetrwać kryzys. Jego wygląd mówił wszystko-wyniszczony, wychudzony, sterczące kości, żebra, łyse placki na skórze, problemy z chodzeniem. Miał 23 lata i za sobą wspaniałą sportową karierę -w latach 1992 –1995 odnosił wielkie sukcesy w skokach. Do 18 roku życia stale brał udział w krajowych i międzynarodowych zawodach. Wtedy był gwiazdą-żył w blasku fleszy, poklepywany w geście radości przez ludzi, którzy dzięki niemu zdobywali wspaniałe miejsca w rywalizacji, sławę i pieniądze. Miał wtedy wszystko, co najlepsze-wspaniałą stajnię, najlepsze jedzenie, był zadbany, kąpany, masowany, itp. Wtedy był ważny, podziwiany i kochany. Płacił za to ogromną cenę - ciężka praca i trening sprawiły, że po latach- kiedy trafił do nas - wyglądał jak wrak konia. Świetlana kiedyś przeszłość wycisnęła na jego dalszym losie piętno-wyniszczenie organizmu nie pozwoliło mu spokojnie pożyć na emeryturze. Kiedyś skakał i zdobywał medale, teraz- mamy nadzieję-skoczył tam gdzie jest końskie Niebo. On dał ludziom dużo-laury zwycięstw w zawodach, sławę, karierę i pieniądze, satysfakcję i zadowolenie z siebie i osiągniętych sukcesów. Pewnie do dziś gdzieś w domach tych ludzi, którzy kiedyś wykorzystali jego życie i zdrowie wiszą medale - złote i srebrne. Pewnie ktoś się nimi nadal chwali, pokazuje je z dumą, poleruje, aby błyszczały - ciekawe czy ktoś z tych ludzi wie, że Nimb- koń, który im zapewnił te wspaniałe sukcesy odszedł? Ciekawe czy ktoś z tych ludzi wie, jakie były jego dalsze losy - czy też zapomnieli o nim jak o oddanym na złom samochodzie? Był z nami zaledwie trzy miesiące, jednak zdążyliśmy go już poznać i bardzo pokochać .Był bardzo spokojny, opanowany, cierpliwy, ale jakby trochę nieobecny. Staraliśmy się zrobić wszystko, aby był u nas szczęśliwy, jednak bardzo często stał na pastwisku z głową podniesioną do góry i patrzył w jedno miejsce tak jakby czekał na kogoś lub coś. On chyba tęsknił za swoim domem, w którym przeżył 23 lata, a w którym nie otrzymał zasłużonej emerytury. Może jednak starych drzew się nie przesadza-chociaż gdyby nie został „przesadzony” do nas to, co by go czekało?! Wzruszające było jego przywiązanie do Eliana - towarzysza z tej samej stadniny. Nimb stał często z głową opartą na jego szyi, bez niego nigdzie się nie ruszał, musiał go mieć zawsze blisko siebie. Ta przyjaźń dodawała mu sił, choć jego ciało było coraz słabsze. Odchodził ogromnie cierpiąc, tylne nogi odmówiły całkowicie posłuszeństwa. Mimo wysiłków weterynarzy, mimo kroplówki oraz innych koniecznych lekarstw i zabiegów przez 3 dni nie udało się go podnieść. On sam też próbował z wszystkich sił - ale......Ta ogromna moc, która tkwiła w jego tylnych nogach, która kiedyś wynosiła go ponad przeszkody teraz gdzieś uszła, skończyła się, tylne nogi stały się bezwładne. Odszedł otoczony życzliwymi ludźmi, którzy go pokochali i chcieli jego szczęścia na starość - choć może to nie my, ale ci, którym pozwolił zdobywać medale, powinni przy nim być. Najtrudniej jest zawsze wtedy, gdy się czuwa przy umierającym koniu i widzi się jak za wszelka cenę chce żyć, jak podejmuje wysiłki, żeby się podnieść, jak walczy z tą straszną niemocą, która go przybija do ziemi i nie pozwala wstać. On - dumny zwycięzca, wspaniały skoczek - nie mógł teraz nawet się podnieść, a co dopiero skoczyć. Przeskoczył ostatnią w życiu przeszkodę - a nam pozostała pamięć i nadzieja, że już nie czuje bólu i jest naprawdę szczęśliwy.
- Szczegóły
-
Utworzono: wtorek, 01, listopad 2022 09:23
Węgielek został ocalony 28.03.2003r. Jego historia może służyć za szczególny przykład okrucieństwa człowieka wobec zwierzęcia. Zabraliśmy go skrajnie wycieńczonego, leżącego na ulicy w Zabrzu- ponieważ nie umiał już ciągnąć przeładowanego wozu z węglem. Dużo osób zaangażowało się na miejscu zdarzenia w akcję ratowania tego konia, w tym również Policja oraz Straż Miejska. Węgielek był siwy, miał około 20 lat. Na jego poranionym, wychudzonym i wręcz zdeformowanym ciele widać było okrucieństwo pracy ponad siły, złego traktowania i głodzenia. Jak powiedział nam jego okrutny właściciel wcześniej pracował jako siła pociągowa w kopalni.
Miał być tam uśpiony gdyby nie to, że jechała tamtędy nasza wolontariuszka, tak by się stało. Jednak gdy się pojawiła szansa na ratunek dla tego zamęczonego przez właściciela, leżącego na drodze konika, wiele osób zaangażowało się w pomoc dla niego- Policja, Straż Miejska. Węgielek zrobił wtedy wrażenie na wielu osobach. Strażnicy Miejscy z Zabrza odwiedzili go p w Przystani i przywieźli suchy chleb i marchewki. Na leżąco, został przetransportowany do Przystani, i dopiero po kilku godzinach, dzięki staraniom naszego weterynarza, udało nam się go podnieść. Widać było, że ma wolę życia, w jego oczach było światło. Wstał aby żyć i przeżył w Przystani 5 lat. Był przykładem okrutnego traktowania zwierząt przez ludzi- nie był to koń do ciężkiej pracy, miał raczej posturę konia do rekreacji, gdy go zabraliśmy jego wiek oceniono na ponad 20lat, i ciągnięcie wozu z kilkoma tonami węgla było ponad jego siły. Jednak właściciel się tym nie przejmował i jak się potem okazało konik już kilkakrotnie się przewracał, i właściciel miał zakaz używania go do pracy. Choć był siwy, daliśmy mu na imię Węgielek, bo to z powodu tego węgla o mało co nie stracił życia. Był wychudzony z powodu złego odżywiania i wyniszczenia pracą ponad siły, wyglądał jak szkielet powleczony skórą. Był podkuty na wszystkie nogi, ale każda podkowa była inna, jakby mu ktoś przybił to co znalazł przez przypadek. Poobijany z wytartymi fragmentami skóry, chodził na sztywnych nogach, jak wojsko na defiladzie, więc często mówiliśmy, że mamy swoje wojsko w Przystani... Na początku zaprzyjaźnił się z Urbankiem, choć czasem miał dość tej przyjaźni- Urbanek opierał sobie na nim głowę i mógł tak stać przytulony bardzo długo- Węgielek nie lubił dotykania, ale to znosił. Gdy Urbanek zachorował i 3 dni leżał Węgielek często przychodził po niego do boksu, rżał jakby go wolał na wspólne wyjście na pastwisko, zaglądał często sprawdzić czy nadal leży czy już wstał, a w nocy tak się kładł- mieli duży, wspólny boks- aby choć grzbietem dotykać Urbanka. Gdy Urbanek odszedł już nigdy tak bardzo nie zaprzyjaźnił się z żadnym koniem. Węgielek nie lubił ludzi, zwłaszcza mężczyzn, szczególnie nie lubił żeby go dotykano, ale nie sprawiał żadnych problemów. Bardzo często wydawało nam się, że boi się rąk ludzkich, chyba nie wierzył, że chciały go dotknąć i pogłaskać, że nie będą go bić.... jak to było kiedyś, bo przecież jego życie- zanim trafił do nas- to jedna wielka katorga i męka, o czym dowiedzieliśmy się w Sądzie, w czasie sprawy, o jego odebranie. Z czasem, zaokrąglił się, choć żebra zawsze było mu widać, z nogami było raz lepiej raz gorzej, choć wypróbowaliśmy na nim wszystkie dostępne preparaty na ochronę i poprawę stawów- często odciążał tylne nogi podnosząc je na zmianę do góry. Miewał humory- czasem pozwalał się dotykać, a czasem na wyciągniętą rękę natychmiast reagował rzucaniem głową i próbą ugryzienia. Ze spokojem przyjmował głaskanie gdy widział marchewkę lub suchy chleb. W ostatnich tygodniach życia, nie wychodził z boksu na pastwisko- nie chciał, wyprowadzony uciekał i wracał do siebie. Potem pojawiły się problemy ze wstawaniem, trzeba go było podnosić na pasach- choć nie lubił być dotykany to jednak znosił wszystkie te zabiegi z wyjątkową cierpliwością, jakby wiedział, że to jedyny dla niego ratunek. W końcu i jego i nas pokonała starość, ciężkie życie, osłabione serce-odszedł...... Brakuje nam bardzo tego Węgielkowego łebka wyglądającego z ciekawością na plac przez otwarte od góry drzwi, tego rzucania głową, strzyżenia uszami, wystawiania ostrzegawczo zębów, cichutkiego rżenia..... już nikt nie pomaszeruje defiladowym krokiem na pastwisko, albo żeby przeglądnąć wszystkie miski i kontenery na placu.
Minęło wiele lat, odkąd go nie ma z nami, a bywają takie dni, kiedy myślimy o Węgielku, wspominamy go bardzo ciepło. Takich smutnych końskich życiorysów, możemy wiele opowiedzieć, zarówno o tych żyjących mieszkańcach, jak i o tych, którzy odeszli. Pamiętamy każdego konia, każdą historię. Każde ocalone przez nas zwierzę, zostawiło odcisk kopytka w sercach, każde swoim odejściem sprawiło ból. Takich zniszczonych koni, jak Węgielek nadal jest wiele, nadal one potrzebują pomocy, dlatego prosimy Was o podarowanie nam 1 % podatku, abyśmy mogli ocalić kolejne końskie życie.Nasz KRS 0000015352