Kolejna końska tragedia, dowiedzieliśmy się o niej już po uratowaniu Siwki i źrebaczka. Jaś jest starszym bratem naszego konika Jakona, którego uratowaliśmy w zeszłym roku po karierze nad Morskim Okiem, a który niestety odszedł w lipcu w klinice dla koni, gdy mimo wysiłków lekarzy i naszych, jelita nie podjęły pracy po operacji kolki. Bardzo to przeżyliśmy i nadal bardzo nam smutno, że nie dane mu było długo cieszyć się spokojnym życiem, wolnym od ciężkiej pracy... Minęły wakacje i niestety dla Jaśka był to prawdopodobnie 7, ale na pewno ostatni rok służby. Nie jest w stanie dalej tam pracować, jak mówi góral; "jest za słaby, nie ma już tyle siły co kiedyś, i nogi odmawiają już posłuszeństwa... Te konie wykonują dla nas ludzi morderczą pracę wchodząc z takim obciążeniem 9 km pod górę, dlatego ich nogi często, mimo młodego wieku, są bardzo wyniszczone. Jasiu ma ok. 12 lat i jest okazem spokoju i łagodności, nigdy nie postraszył nawet swojego Pana - tak jak Jakon - dlatego też jest szczególnie nam bliski i postanowiliśmy zawalczyć o jego życie. Czeka go droga w jedną stronę, bo kto kupi konia z chorymi nogami, do długotrwałego leczenia??? Dlatego ośmielamy się prosić o pomoc - cena jego życia to 4 tys. zł, gdyż wiadomo, że miejsce Jaśka musi zająć nowy, zdrowy koń. Wiemy, że ostatnio pomogliście nam uratować Siwą i jej źrebię oraz w sumie jakby na dokładkę Jaspera, jednak Jasiek – przez pamięć Jakona - szczególnie zapadł nam w serce. Prosimy o przekazywanie naszego apelu, niech rośnie łańcuch dobrych serc. Może jeszcze znajdą się osoby, które wesprą nas w tej chęci ratowania konia, który bardzo sobie na to zasłużył - i zdążymy. Sądzimy, że Jakon będzie nam kibicował w tej akcji! Za wszelkie wpłaty dopiskiem - „na ocalenie Jaśka” z serca dziękujemy