Mieliśmy nadzieję, że pożyje sobie na szczęśliwej emeryturze, ale niestety - chyba jednak nieszczęścia chodzą parami-niedawno pożegnaliśmy Luckiego, a 7.07.2004r. Nimba. Kiedy przyjechał do naszego przytuliska wiedzieliśmy, że jest w bardzo złym stanie, ale mieliśmy nadzieję, że dobre jedzenie i opieka oraz towarzystwo najlepszego przyjaciela Eliana pomogą mu jakoś przetrwać kryzys. Jego wygląd mówił wszystko-wyniszczony, wychudzony, sterczące kości, żebra, łyse placki na skórze, problemy z chodzeniem. Miał 23 lata i za sobą wspaniałą sportową karierę -w latach 1992 –1995 odnosił wielkie sukcesy w skokach. Do 18 roku życia stale brał udział w krajowych i międzynarodowych zawodach. Wtedy był gwiazdą-żył w blasku fleszy, poklepywany w geście radości przez ludzi, którzy dzięki niemu zdobywali wspaniałe miejsca w rywalizacji, sławę i pieniądze. Miał wtedy wszystko, co najlepsze-wspaniałą stajnię, najlepsze jedzenie, był zadbany, kąpany, masowany, itp. Wtedy był ważny, podziwiany i kochany. Płacił za to ogromną cenę - ciężka praca i trening sprawiły, że po latach- kiedy trafił do nas - wyglądał jak wrak konia. Świetlana kiedyś przeszłość wycisnęła na jego dalszym losie piętno-wyniszczenie organizmu nie pozwoliło mu spokojnie pożyć na emeryturze. Kiedyś skakał i zdobywał medale, teraz- mamy nadzieję-skoczył tam gdzie jest końskie Niebo. On dał ludziom dużo-laury zwycięstw w zawodach, sławę, karierę i pieniądze, satysfakcję i zadowolenie z siebie i osiągniętych sukcesów. Pewnie do dziś gdzieś w domach tych ludzi, którzy kiedyś wykorzystali jego życie i zdrowie wiszą medale - złote i srebrne. Pewnie ktoś się nimi nadal chwali, pokazuje je z dumą, poleruje, aby błyszczały - ciekawe czy ktoś z tych ludzi wie, że Nimb- koń, który im zapewnił te wspaniałe sukcesy odszedł? Ciekawe czy ktoś z tych ludzi wie, jakie były jego dalsze losy - czy też zapomnieli o nim jak o oddanym na złom samochodzie? Był z nami zaledwie trzy miesiące, jednak zdążyliśmy go już poznać i bardzo pokochać .Był bardzo spokojny, opanowany, cierpliwy, ale jakby trochę nieobecny. Staraliśmy się zrobić wszystko, aby był u nas szczęśliwy, jednak bardzo często stał na pastwisku z głową podniesioną do góry i patrzył w jedno miejsce tak jakby czekał na kogoś lub coś. On chyba tęsknił za swoim domem, w którym przeżył 23 lata, a w którym nie otrzymał zasłużonej emerytury. Może jednak starych drzew się nie przesadza-chociaż gdyby nie został „przesadzony” do nas to, co by go czekało?! Wzruszające było jego przywiązanie do Eliana - towarzysza z tej samej stadniny. Nimb stał często z głową opartą na jego szyi, bez niego nigdzie się nie ruszał, musiał go mieć zawsze blisko siebie. Ta przyjaźń dodawała mu sił, choć jego ciało było coraz słabsze. Odchodził ogromnie cierpiąc, tylne nogi odmówiły całkowicie posłuszeństwa. Mimo wysiłków weterynarzy, mimo kroplówki oraz innych koniecznych lekarstw i zabiegów przez 3 dni nie udało się go podnieść. On sam też próbował z wszystkich sił - ale......Ta ogromna moc, która tkwiła w jego tylnych nogach, która kiedyś wynosiła go ponad przeszkody teraz gdzieś uszła, skończyła się, tylne nogi stały się bezwładne. Odszedł otoczony życzliwymi ludźmi, którzy go pokochali i chcieli jego szczęścia na starość - choć może to nie my, ale ci, którym pozwolił zdobywać medale, powinni przy nim być. Najtrudniej jest zawsze wtedy, gdy się czuwa przy umierającym koniu i widzi się jak za wszelka cenę chce żyć, jak podejmuje wysiłki, żeby się podnieść, jak walczy z tą straszną niemocą, która go przybija do ziemi i nie pozwala wstać. On - dumny zwycięzca, wspaniały skoczek - nie mógł teraz nawet się podnieść, a co dopiero skoczyć. Przeskoczył ostatnią w życiu przeszkodę - a nam pozostała pamięć i nadzieja, że już nie czuje bólu i jest naprawdę szczęśliwy.