Jak im powiedzieć, że już nigdy do nich nie przyjdzie..... Przyjaciel odszedł...
Kiedy trafił do nas, wiedzieliśmy, że jego czas w Przystani może być krótki, tak bardzo był chory, ale nie dopuszczaliśmy tej myśli do siebie. Początkowo siedział i przyglądał się nam wszystkim - nie reagował kiedy go wołaliśmy-dopiero potem dowiedzieliśmy się, że WACUŚ nie słyszy. Powoli uczyliśmy się z nim żyć. Było dla nas zaskakujące, że w bardzo krótkim czasie nauczył się reagować na gesty rąk -opanował to świetnie i tak się z nim dogadywaliśmy. Z dnia na dzień szło nam coraz lepiej, a Wacuś odzyskiwał radość życia, chęć zabawy, apetyt i stał się naszym wielkim przyjacielem. Każdy kto miał okazję go poznać, wiedział, że był niezwykły, podbił każde serce swoją pokorą i miłością, okazywaniem radości ze spotkania każdemu. Tak bardzo uczestniczył w życiu Przystani, że w tej chwili nie wiemy jak damy radę bez niego żyć, jest tak pusto bez niego...........
Siadał z nami przy stole, jeździł z nami samochodem, który rozpoznawał już z daleka bezgłośnie szczekając, spacerował z nami po pastwisku, doglądał koni. Kiedy zostawał w domu, a my robiliśmy coś przed domem - wychodził przez okno, byle być najbliżej nas... kochał nas tak bardzo, jak i my wszyscy jego... Zasiadł z nami przy Wigilijnym stole, powitał zespół Wilki, Eulalię, Scarlett, Wojtka, Jacka, ujął ich wszystkich swoją mądrością i wielkim oddaniem wypisanym w pełnych ufności i uwielbienia dla ludzi oczach. Tak bardzo się cieszył kiedy ktoś przyjechał, witał wszystkich jakby ich znał od zawsze, wchodził zaraz na kolana - czuł się gospodarzem tego domu, a my byliśmy dumni, że z nami jest i czuje się trochę lepiej, nauczyliśmy się żyć z jego chorobami, cieszyliśmy się, że jest lepiej, przeżywaliśmy jego kryzysy zdrowotne, ale ciągle nie dopuszczaliśmy do siebie tej myśli, że może od nas odejść. Dzięki odpowiednim lekarstwom i specjalistycznej karmie przytył, wyglądał jakby był zdrowy, jakby miał przeżyć jeszcze wiele lat... Niestety w nocy z 8 na 9 maja nasz ukochany Wacuś, trzymany na rękach, podczas próby ratowania go w lecznicy odszedł na zawsze. Straciliśmy wielkiego choć z wyglądu maleńkiego "uczłowieczonego" przyjaciela.....
Dziękujemy wszystkim Państwu, którzy w jakikolwiek sposób pomogli nam w jego utrzymaniu, a szczególne podziękowania kierujemy w jego imieniu do opiekunów wirtualnych:
- Pani Aniu i Panie Marku (Państwo żegnacie już trzeciego przyjaciela w naszej Przystani, którego otoczyliście razem z nami opieką)
- Pani Joasiu, Panie Marcinie i Ty kochana Majeczko (Państwo żegnacie już swojego drugiego Przyjaciela w naszej Przystani, którego otoczyliście razem z nami opieką)
- Pani Ewo (miała Pani okazję poznać go osobiście i pamiętamy ten dzień, gdy bardzo się cieszył, kiedy Panią witał)
To Wy Szanowni Państwo razem z nami dbaliście, żeby miał wszystko, żeby niczego mu nie zabrakło, dziękujemy wszystkim, którzy przywozili mu jego ulubione piłeczki- mógł się nimi bawić godzinami, a my z radością patrzyliśmy co z nimi wyprawiał, jaki wtedy był szczęśliwy. Dziękujemy klinice weterynaryjnej we Wrocławiu, ale szczególne podziękowania kierujemy dla Pani Julii Mazur i Lecznicy "Fauna" w Tychach, która z wielką determinacją ratowała mu życie... W wielu domach na wieść o jego odejściu płynęły łzy do rana otrzymywaliśmy sms-y od tych wszystkich Państwa, którzy zdążyli go poznać... nikt nie mógł uwierzyć w to, że go nie ma. Dziękujemy również bioenergoterapeutom, którzy wspierali Wacusia swoją energią:
- Krysi, którą witał z ogromną radością natychmiast siadając jej na kolanach
- oraz Panu Karolowi z Krakowa.
Szczególnie trudno nam się pogodzić z tym, że Wacuś już nigdy nie będzie w szkole lub przedszkolu-gdyż właśnie w ten sposób razem z nami uczył dzieci szacunku i opieki nad zwierzętami- kochał dzieci, mogły go głaskać i przytulać się do niego , znosił wszystkie pieszczoty-nawet gdy dziecięcych rączek było więcej niż 100-z cierpliwością i ogromną radością . Jeszcze w marcu był u tych najmniejszych 3 i 4- letnich przedszkolaków. One tak bardzo na niego czekały, biły mu brawo, mówiły wierszyki i śpiewały piosenki, wprawdzie on tego nie słyszał bo był głuchy, ale zachowywał się tak jakby wszystko rozumiał, cieszył się dawał im łapkę, grał z nimi w piłkę (w jednym z przedszkoli dzieci zasmuciły się gdy zasnął, podczas gdy one śpiewały piosenkę, ale wybaczyły mu, dowiadując się, że jest głuchy). Nawet dzieci zalęknione, wystraszone, lub agresywne kiedy dotykały tego miłego pieska, odzyskiwały radość, lub spokój i nie chciały od niego odejść, W maju miał iść do dzieci kolejny raz- znowu go zaprosiły, ale... Jak mamy im teraz powiedzieć, że ich malutki przyjaciel już do nich nie przyjdzie, że już go nie ma, że odszedł na zawsze... Znowu zadajemy sobie pytanie dlaczego-choć odpowiedź znamy... Leżą kwiaty, pali się znicz - to tylko symbol pamięci o przyjacielu, tylko dlaczego już nigdy go nie zobaczymy... Gdyby był człowiekiem i miał pogrzeb tak jak ludzie to pewnie byłoby tam wiele, wiele ludzi a szczególnie dzieci. Tak bardzo go brak, jeszcze łapiemy się na wołaniu jego imienia po wejściu do domu, na wykonywaniu gestów, które były przeznaczone do komunikacji z nim, na szukaniu , gdzie przysnął opierając łebek o cokolwiek-stół, nogę od krzesła, innego psa lub kota- jak to miał w zwyczaju..... boli jego nieobecność, pusto...... Żegnaj nasz ukochany Przyjacielu, byłeś niezwykły...... zawsze będziemy cię pamiętać........
On pozostanie w moim sercu na zawsze... wspomnienie
"Wczoraj w nocy odszedł nagle najbardziej ludzki ze wszystkich psiaków jakie znałam - -WACUŚ. Pierwszy raz zobaczyłam go w Przystani Ocalenie : mały, radosny piesek, głośno charczący z piłeczką w pyszczku. Po krótkiej chwili wiedziałam, że to będzie miłość mojego życia - i tak też się stało! Pokochałam go całym sercem i każdy kto miał okazję go poznać zakochiwał się tak samo jak ja. Był wesoły, zawsze chętny do zabawy (oczywiście jak na prawdziwego faceta przystało- kochał piłki), uwielbiał pieszczoty ponad wszystko - mógł siedzieć godzinami na kolanach domagając się całusów, głaskania i małych przekąsek. A przecież był to najpoważniej schorowany piesek o jakim słyszałam. Wszystkie choroby, które można by sobie wymyślić, posiadał Wacuś, a mimo to był dla nas ludzi "lekarstwem" na nasze smutki, złe nastroje i depresje. Jak sobie pomyślę, że podczas mojej następnej wizyty w Przystani nie zobaczę Wacusia to serce mi krwawi i łzy płyną jak grochy... Ten psiaczek był częścią Przystani i nie wiem czy da się łatwo zapełnić pustkę, która powstała po jego odejściu. Zapamiętajmy go takiego, jakiego ja będę zawsze kojarzyć z Wigilii w Przystani: eleganckiego, ślicznego, w niebieskim ubranku..." Kama z Piły