Pikuś - 7 razy wyrzucany z II piętra...........
Niech zostanie w naszych sercach...........
Przypadkiem - a może nie - na stacji benzynowej przegladamy gazetę "Fakt" i czytamy wstrząsający artykuł o Pikusiu - piesku, który siedmiokrotnie został wyrzucony przez swojego pseudo-właściciela z okna w Gdańsku. A my właśnie jechalismy do Gdańska na interwencję w sprawie konia, więc natychmiast podjęliśmy decyzję, żeby odszukać również Pikusia i zabrać go do naszego domu, aby już nigdy nie musiał wrócić do swego oprawcy. Ustaliliśmy, że Pikuś jest w schronisku w Gdańsku, więc tam pojechaliśmy i wiemy jedno, że ten dzień na zawsze pozostanie w naszej pamięci. Kiedy go nam pokazano, łzy same płynęły po policzkach - na posłaniu leżał śliczny, młody piesek: jedna łapka była w gipsie, a druga niestety amputowana, ale tak strasznie radośnie nas przywitał, wylizał ręce i twarz, jakby zapomniał o tym, co parę godzin wcześniej zrobił mu człowiek. Tak bardzo się cieszył z naszych odwiedzin, jakby nas znał przez całe swoje życie - natychmiast powiedzieliśmy mu, że jest nasz i żeby na nas czekał, bo wkrótce wrócimy tutaj po niego i będzie miał swój dom - inny od tego, w którym spędził swoje krótkie życie (miał ok. 9 miesięcy). Kiedy wychodziliśmy od niego, trzykrotnie się wracaliśmy, żeby go jeszcze przytulić i ucałować, tak trudno było odejść - z resztą Pan, który się nim opiekował w schronisku, powiedział, że Pikuś jest wyjątkowy i to była prawda.......... Wracając do domu, długo o nim rozmawialiśmy, tak bardzo się cieszyliśmy, że mimo krzywdy, jaką wyrządził mu człowiek, jest taki kochający i ufny, taki radosny w kontakcie z ludźmi - chociaż powinien się bać - tak bardzo przypominał nam naszego ukochanego Wacusia. Po powrocie dzwoniliśmy do schroniska, dowiadując się o jego stan, pytaliśmy już oczywiście jako o naszego Pikusia, tak bardzo czekaliśmy na niego i kiedy jego sytuacja prawna już się uregulowała, rozpoczęliśmy poszukiwanie transportu - my na Śląsku, a on w Gdańsku........... Swoją pomoc zaoferowała nam Beatka z Warszawy - za co z serca jej dziękujemy. Był już przygotowany transport, a u nas pokój i nowe legowisko, ale...... wczoraj (16.08) świat się nam zawalił: otrzymaliśmy telefon, że nasz Pikuś odszedł na zawsze..... płakaliśmy wszyscy........ Wczoraj na naszym miejscu pamięci - mamy takie miejsce z tablicami, na których są wymienione imiona naszych meszkańców, którzy odeszli - palił się dla niego znicz, to przecież symbol pamięci o Przyjacielu. Wkrótce na naszej kamiennej tablicy pojawi się i jego imię. Tak żegnamy tych, którzy na zawsze od nas odeszli, a byli nasi i żyli wśród nas. Wiemy, że Pikuś jest już za Tęczowym Mostem i jest szczęśliwy, że już nic go nie boli, ale my za nim strasznie tęsknimy. Był już częścią naszej Przystani, sądziliśmy, że - tak jak Wacuś - pełen miłości do dzieci będzie uczył je kontaktu z naszymi mniejszymi braćmi.......... Jedno jest pewne, że ten oprawca, który wyrządził mu tak wiele krzywdy, ponieważ wyrzucił go już kilkakrotnie z okna na II piętrze bloku, a to wierne psiątko nadal wracało do swego domu - odpowie za to - zrobimy wszystko, żeby został ukarany....... A Ciebie, kochany, wierny piesku, na zawsze głeboko nosimy w naszych sercach i pamięci. Żegnaj, Pikusiu, bądź tam szczęśliwy, zasłużyłeś na to szczęście.